Ogromna popularność przekonania, że pozycja w łóżku odgrywa kluczową rolę, jest odwrotnie proporcjonalna do skuteczności takiej strategii. Podawanie zmiany pozycji jako rzekomego antidotum na monotonię, brak przyjemności i radości z seksu, jest jak gaszenie pożaru benzyną. Grzechem głównym bowiem w naszych sypialniach jest rutyna, strach przed eksperymentowaniem, zbyt poważne podchodzenie do seksu, nie pozwalanie sobie na wypróbowywanie rzeczy, odmiennych nowych. Osławione pozycje nie są niczym innym jak promocją jednowymiarowego seksu sprowadzonego tylko i wyłącznie do samej penetracji.
Pomimo tego w informacjach o seksie podaje się niezliczoną ilość pozycji seksualnych. Stosunek jest promowany jako najbardziej naturalny sposób na seksualną przyjemność dla obu płci.
Spójrzmy prawdzie w oczy. Na palcach jednej ręki można policzyć ilość pozycji seksualnych: klasyczna, na jeźdźca, z boku, z tyłu. Reszta to są już tylko mniej lub bardziej powyginane warianty tych 4 podstawowych ułożeń naszego ciała. Z własnego doświadczenia wiem, że sprawdzona, wygodna pozycja, taka bez wygibasów, może być niezłą jazdą, jeżeli tylko rozszerzymy ją o erotyczne zabawy, jak na przykład: opaska na oczy, wibrator, odgrywanie ról w łóżku.
Tylko przypomnę w tym miejscu, że uważam się za ostatnią osobę, która by chciała kogokolwiek w łóżku ograniczać. Jeżeli ktoś ma ochotę pogimnastykować się w łóżku, droga wolna, ale chodzi o to, żeby nie ograniczać erotycznych doświadczeń wciąż, tylko i wyłącznie do stosunku.