Określenie „gra wstępna” kojarzy mi się z wałkowaniem kobiecego ciała jak ciasta na pierogi: pougniatać, powyrabiać, żeby wreszcie można było coś włożyć do środka.
Nie chcę być źle zrozumiana, jestem wielką entuzjastką zabawy, zanim penis zanurkuje w cipce, ale określenie „gra wstępna” sugeruje, że te erotyczne igraszki w łóżku są tylko po to, żeby przygotować się (kobietę) na danie główne, czyli penetrację. Wciąż sugeruje się parom, że najważniejszym elementem ich erotycznych doświadczeń ma być wkładanie penisa do pochwy. To też jest przyjemne, ale czasami umycie sobie wzajemnie włosów może być dużo bardziej erotycznym doświadczeniem niż sama penetracja.
Dla kobiet każdy rodzaj erotycznych doświadczeń i zmysłowej ekspresji może być źródłem przyjemności. Im więcej sobie zabaw i igraszek zafundujemy, tym więcej przyjemności z seksu będziemy mieli. I większa będzie frajda z seksu będzie dla obu stron, zarówno dla kobiety, jak i dla mężczyzny.
Dla kobiety seks jest beztroską wędrówką, drogą ku przyjemności. To nie zadanie matematyczne, w którym ugniatanie punktu A, powoduje, że możemy przejść do punktu B, a potem ma być wynik, czyli orgazm, a jak nie ma Wielkiego O, to znaczy, że coś schrzaniliśmy w naszym seksualnym działaniu. To tak nie działa.