Przez wiele lat pracowałam jako redaktorka i dziennikarka w takich pismach jak: Prawo i Życie, Filipinka, Cosmopolitan, Sukces, Claudia, oraz prowadziłam miesięcznik Nicole. Jestem kobietą, feministką, mam męża jednego i tego samego od ponad 10 lat, niezaprzeczalnie wyjątkową córeczkę, nie mam w tej chwili kota.
Byłam świetnym materiałem na kurę domową. Potrafię dobrze gotować, byłam od najmłodszych lat przyuczana do zmywania, prasowania, odkurzania i podawania. Ja miałam być miła, a mężczyzna miał być silny. Moja ciekawość świata i entuzjazm w poznawaniu i doświadczaniu nowych rzeczy, wprawił w bieg splot okoliczności, które z świetnej kandydatki na gospodynię domową, uczyniły ze mnie nie mniej świetną specjalistkę od kobiecej seksualności. Pisząc i opowiadając o seksie z kobiecej perspektywy poruszam wszystkie ważne dla mnie jako kobiety kwestie: prawa do przyjemności, do odkrywania swoich potrzeb i podążania za swoimi pragnieniami.
Jako kobiety jesteśmy okaleczane przekazem, że mamy być miłe i pomocne, a w zamian zostaniemy wyratowane. Jeżeli nie odkryjemy, że sukces w każdej dziedzinie naszego życia to suma siły, odwagi i pracy, będziemy wciąż tylko czekały na księcia w błyszczącej zbroi.
Namawiam do samodzielności i brania odpowiedzialności za swoje życie we wszystkich jego sferach: zarówno seksualnej, jak i każdej innej.
Obejrzałam wczoraj horror "Piąty wymiar". W dużym skrócie to dramat kobiety, która cokolwiek by nie zrobiła, jakkolwiek nie starała się coś zmienić w swojej historii - i tak wraca do punktu wyjścia, z którego chciała się wyrwać. Brzmi znajomo? Dla mnie tak. Często mam uczucie, że w sferze praw kobiet, prawa do poważnego traktowania tego, kim jesteśmy, czego chcemy, co mamy do powiedzenia, tkwimy w pętli czasu. Czasami uda nam się wyrąbać jakąś wyrwę, żeby za chwilę znów mieć to potworne uczucie, że dalej tkwimy, tam skąd chciałyśmy się wyrwać.
W sprawach seksu pętlę czasu owija się kobietom wokół szyi jak postronek. Seks służy do tego, żeby prowadzić kobiety na sznurku, w kółku. Niby coś w tym łóżku wolno, niby jesteśmy już nowocześni i wyzwoleni, ale to wszystko na niby, bo na końcu zawsze wracamy do punktu wyjścia, czyli do miejsce, gdzie kobieta może mieć fantazje o tyle, o ile to wychodzi naprzeciw męskim oczekiwaniom i wyobrażeniom. W seksualnym zamkniętym kółku można się wyginać zgodnie z męskimi fantazjami, ale nie wypada mieć pomysłów erotycznych ani orgazmów na własną rękę, bo to będzie jedynie świadczyć o naszym kobiecym zdziwaczeniu i zdziczeniu. I zawsze może być użyte przeciwko nam jako dowód, że nie lubimy mężczyzn. A przecież lubimy. Wiec jak jeden mąż siedzimy cicho, bo tego się od nas właśnie oczekuje: żebyśmy zadowalały się zadowalaniem innych i siedziały cicho.
W tym celu kobietom podaje się "nowoczesne" recepty na to, żeby mieć orgazm zanim on będzie miał wytrysk. Sugerując tym samym, że jeśli nie wpasujesz się w jego czas osiągania orgazmu, to sama sobie jesteś winna, że znowu zostałaś z niczym. Nigdy w życiu nie widziałam rady dla faceta na temat seksu sugerującej, że powinien zrezygnować z orgazmu, jeśli ona zdążyła już przed nim w łóżku szczytować. Zresztą żaden facet nie poszedłyby do łóżka z kobietą, jeśli wiedziałby z góry, że nie będzie miał z tej zabawy orgazmu. Po co miałby tam z nią iść? A kobiety wysyła się do łóżek z mocnym przekonaniem, że nie powinny oczekiwać "zbyt dużo" i na "zbyt wiele" sobie pozwalać, bo to nie jest dla kobiet droga do dojrzałości i przyjemności z życia i z seksu, a jedynie będzie traktowane jako dowód ich braku moralności i ich ewidentnej nienormalności. Penis ci nie wystarcza? Idź się leczyć! Nie zadowalasz się tym, że on jest zadowolony? Ogarnij się, "dorośnij i zrób coś z sobą! Dojrzała polska kobieta zadowala się byle czym i nie doszukuje się przyjemności w seksie. Jesteś dorosła, możesz wytrzymać te kilka minut dźgania suchej pochwy twardym penisem. Zrobisz to dla rodziny, dla honoru, dla ojczyzny, dla kościoła.
Po co robić raban z kobiecym prawem do orgazmów, z prawem do dobrego traktowania w łóżku i po za nim, z prawem do wyrażania tego, czego my samy naprawdę, naprawdę chcemy, z prawem do mówienia i do bycia wysłuchaną? Problem w tym, że nie jesteśmy nauczeni mówić dobrze i z szacunkiem o kobietach. Kobiety chwali się za wygląd i za wypełnianie stereotypowej roli, czyli za zadowalanie się zadowalaniem innych. Za wszystko inne możemy spodziewać się szybkiej i surowej oceny, krytyki i ataku. Mówić brzydko o kobietach jest sprawą powszechną i łatwą. Wiadomo, że kobiety same są sobie winne: albo prowokują "niewinnych" facetów, albo nie odpowiadają na męskie zaloty, albo mają własne kobiece wyobrażenia i potrzeby, które drażnią i burzą penisocentryczny ład i porządek. Ja nie mam wątpliwości, że jeśli chcemy zmian, chcemy dla siebie dla swoich córek i także dla swoich partnerów i synów świata, w którym także kobiety traktuje się poważnie, bez wyśmiewania, lekceważenia, oskarżania o głupotę, brak zadecydowania, nieumiejętność podejmowania racjonalnych decyzji i brania odpowiedzialności za życie i za swoje wybory, to musimy sięgnąć po prawo kobiet do orgazmów. Musimy zacząć zadawać sobie proste pytania: dlaczego on ma orgazm, a ja znowu zostałam z niczym? Dlaczego muszę ukrywać swoje marzenia i fantazje erotyczne? Dlaczego muszę tłumaczyć się z posiadania wibratora? Dlaczego nie wolno mi wygłupiać się i bawić się w łóżku na swoich własnych zasadach, tylko muszę skupiać się na tym, żeby on nie poczuł się urażony moją "zbytnią" aktywnością i zbyt "dużą" swobodą seksualną? Dlaczego ciągle muszę prosić o zgodę i przepraszać, kiedy nie zrobiłam niczego złego? Dlaczego nie wolno mi podążać za swoimi pragnieniami i realizować swoich własnych pomysłów - w życiu i w seksie?
Żeby wyrwać się z pętli, jakimi trzyma się nas na postronku, musimy powtarzać sobie najczęściej jak to możliwe: wolno nam. Wolno nam mieć orgazmy, pragnąć ich i doszukiwać się ich, w sposób jaki wydaje nam się najprzyjemniejszy. Bez konieczności tłumaczenia się ze swoich wyborów. Bez konieczności nieustannego udowadniania, że to co mamy do powiedzenia, to czego chcemy, też ma znaczenie.
Dziewczyny, z kim Wy się zadajecie? Czy naprawdę znacie mężczyznę, który nie chce doprowadzić partnerki do orgazmu? Toż już Fredro opisywał pieszczoty oralne i orgazm niewiast.
W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia usług na najwyższym poziomie.
Możesz określić warunki przechowywania, dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.Zamknij
Skomentuj
Dziewczyny, z kim Wy się zadajecie? Czy naprawdę znacie mężczyznę, który nie chce doprowadzić partnerki do orgazmu? Toż już Fredro opisywał pieszczoty oralne i orgazm niewiast.
Brawo !!!