Obejrzałam wczoraj horror "Piąty wymiar". W dużym skrócie to dramat kobiety, która cokolwiek by nie zrobiła, jakkolwiek nie starała się coś zmienić w swojej historii - i tak wraca do punktu wyjścia, z którego chciała się wyrwać. Brzmi znajomo? Dla mnie tak. Często mam uczucie, że w sferze praw kobiet, prawa do poważnego traktowania tego, kim jesteśmy, czego chcemy, co mamy do powiedzenia, tkwimy w pętli czasu. Czasami uda nam się wyrąbać jakąś wyrwę, żeby za chwilę znów mieć to potworne uczucie, że dalej tkwimy, tam skąd chciałyśmy się wyrwać.